Muzyka sfer
O tym, że między wyjątkowym talentem wykrywania matematycznych prawidłowości w otaczającym świecie a schizofrenią paranoidalną jest cienka granica, nie trzeba przekonywać wszystkich tych, którzy obejrzeli „Piękny umysł” – film opowiadający historię Johna Forbesa Nasha – matematyka, ekonomisty, nagrodzonego przez Komitet Noblowski. Wyobraźmy sobie zatem sytuację, gdy pod egidą kongenialnego umysłu matematycznego czasów antycznych, powstaje szkoła do której przyjmowani są tylko adepci zdolni dochować tajemnicy, przez 5 lat nie posiadający nic na własność, wyzbyci w tym czasie wszelkiej prywatności. To właśnie w takim miejscu może powstać pierwsza wielka teoria spiskowa, o tym, że istnieje grupa trzymająca władzę, nie tylko nad światem, ale nad całą rzeczywistością. Jest to grupa odpowiednio ze sobą powiązanych liczb, a opisanym zgrupowaniem jest szkoła pitagorejska.
Tak jak symbolem masońskim jest cyrkiel i węgielnica, sowa Minerwy znakiem rozpoznawczym iluminatów, tak władzę liczb symbolizował pośród piagorejczyków tetraktys, w graficzny sposób reprezentujący proporcje 4:3, 3:2, 2:1. Legenda o odkryciu owych proporcji, podobnie jak te o spadających z drzewa jabłkach i wyskakujących z wanny z krzykiem „eureka!” facetach, wydaje się mocno podejrzana. Mówi ona o przechadzającym się po Krotonie Pitagorasie, który idąc obok kuźni, usłyszał uderzające w niej młoty wydające różne dźwięki, łączące się w niezwykle harmonijny sposób. Gdy sprawdził wagę młotów, okazało się, że dawała ona proporcje 4:3, 3:2, 2:1. Potem podobno odtworzył następujące konsonanse (współbrzmienia wielu dźwięków o szczególnie przyjemnych dla ucha walorach), napinając struny przy użyciu ciężarków o podobnie wyskalowanej wadze. Jak czytelnik pewnie już zauważył, powyższe stwierdzenie to antyczny fake news, mający zmylić opinię publiczną, gdyż żadna część tej opowieści nie zgadza się z prawami fizyki.
Zdecydowanie bardziej prawdopodobna jest historia o wczesnym pitagorejczyku, Hipasosie z Metapontu, który odkrył konsonanse (później zwane konsonansami doskonałymi) bazujące na wyżej opisanych proporcjach, używając brązowych dysków o równej średnicy, ale różnej grubości, mając na podorędziu doświadczenia południowoitalskich wytwórców brząkadeł (wytwarzali oni metalowe instrumenty perkusyjne już w VIII w. p.n.e.). Przypisywanie odkrycia Pitagorasowi nie jest jednak przypadkowe, wpisuje się w większą akcję propagandową, której celem była deifikacja wielkiego matematyka. Ojcowi założycielowi krotońskiej szkoły przypisywano wiele nadnaturalnych zdolności, które dziś mogłby uczynić z niego marvelowskiego superbohatera. Były to m.in. bilokacja, telepatia, prekognicja (przewidywał np. trzęsienia ziemi), władza nad pogodą, a nawet wpływ na zachowanie zwierząt. Jednak szczególnie interesującą umiejętnością, którą rzekomo posiadał, było słyszenie ruchu gwiazd i planet. Właśnie ta umiejętność miała pozwolić mu na odkrycie muzyki sfer.
Potęga liczb 1, 2, 3, 4 nie ograniczała się bowiem do młotów, metalowych dysków i strun. Proporcje szybkości ruchu ciał niebieskich po firmamencie również zachowywały proporcje konsonansów doskonałych, co osoba szczególnie silna duchem, którą niewątpliwe wg ówczesnych był Pitagoras, mogła usłyszeć. Jak pisał Porfiriusz: „sam zaś rozumiał harmonię wszechświata, mogąc słyszeć ogólną harmonię sfer i gwiazd poruszających się w ich kręgach; my nie słyszymy tej harmonii ze względu na słabość naszej natury. Stwierdzał, że dźwięki, jakie wydaje siedem gwiazd stałych i ta z planet, którą z racji położenia wobec nas nazywają Przeciwziemią (Antichthon), to dziewięć Muz”.
Czy najsłynniejszy mieszkaniec Metapontu rzeczywiście słyszał dźwięki przesuwających się po firmamencie planet, trudno dziś stwierdzić, gdyż mimo że w historii zdarzali się kontynuatorzy rozwijający ideę muzyki sfer, tak zacni jak Johannes Kepler i Isaac Newton, to dziś przetrwała ona głównie w kręgach ezoterycznych. Wydawać by się mogło, że fakt ten przyczyni się do wielkiego rozgłosu i rozpoznawalności tejże idei, wszakże z usług wróżbiarskich i pokrewnych korzystają w naszym kraju 3 mln osób, co robi szczególnie duże wrażenie w kontekście liczby zaledwie 1,5 mln studentów, jednakże do mainstreamu magicznego pitagorejskie proporcje dostały się zgoła inną drogą. Najmodniejszą aktualnie ezoteryczną teorią związaną z muzyką jest ta wskazująca na nienaturalność stroju 440 Hz (współcześnie stosowanego do strojenia instrumentów), który sztucznie przyspiesza nasze tempo życia (ponoć za sprawą spisku Rockefellerów). Podkreśla ona równocześnie walory stroju 432 Hz. Jego szczególne prozdrowotne właściwości badacze wiedzy tajemnej za pomocą matematyki niekonwencjonalnej uzasadniają zachowaniem kosmicznych proporcji oraz faktu, że sam Pitagoras wyprowadził go z proprocji 3:2 (2:1, 4:3 niestety nie cieszą się takim powodzeniem pośród numerologów). Współczesnym alchemikom umknął jednak jeden zasadniczy szczegół, a mianowicie fakt, że herc jako odwrotność sekundy równej 9 192 631 770 okresom promieniowania odpowiadającego przejściu między dwoma poziomami F=3 i F=4 struktury nadsubtelnej stanu podstawowego S1/2 atomu cezu, nie jest zbyt naturalną jednostką.
Choć pewnie po lekturze powyższego tekstu trudno przekonywać o tym, że Pitagoras nie był antycznym Kaszpirowskim, a jego twierdzenie o sumie kwadratów przyprostokątnych równej kwadratowi przeciwprostokątnej w trójkącie prostokątnym, nie jest kabalistyczną metafizyką, to jednak wpływ, jaki na współczesną zachodnioeuropejską teorię muzyki miały niebiańskie proporcje klarownie pokazuje, że „w tym szaleństwie jest metoda”. Patrząc dziś na klawiaturę fortepianu, mało kto wie, że ukształtowana została ona przez pitagorejską proporcję 2:1, a częstotliwości sąsiednich dźwięków o tej samej nazwie (np. a1 i a2) oddalonych od siebie o oktawę, zachowuję tę proporcję. Według stosunku 3:2 oraz 4:3 aż do XVIII w. strojone były interwały kwinty i kwarty, dziś tylko lekko zmodyfikowane o wartość prawie niesłyszalne dla przeciętnego słuchacza. W XX w. kompozytorzy często próbowali w swoich kompozycjach abstrahować od pitagorejskich proporcji dźwiękowych, co jednak nie wpłynęło szczególnie na fakt, że większość społeczeństwa do dziś posługuje się bazującym na antycznym pierwowzorze systemie dźwiękowym. Czy jest to wystarczający dowód na jego transcendentalne pochodzenie i realizację idealnych harmonii muzycznych? Odpowiedź na to pytanie zostawiam czytelnikowi, gdyż jak mawiał Pitagoras: „najkrótsze odpowiedzi ‘tak’ i ‘nie’ wymagają najdłuższego zastanowienia”.